Francja 2011

Samotny wypad do Francji – La Rochelle i z powrotem

Starsza córka na obozie harcerskim. Żonę i młodszą córę odwiozłem na urlop nad Bałtyk. Nadszedł czas tylko dla mnie. Szybko się pakuję, przygotowuję moto. Założenie to szybka samotna jazda po niemieckich Autobahnach i wolniejsza po francuskich nationalkach.

24.07.2011

Ruszam o 7 rano. Kierunek Wrocław, granica, A4.

Korek na katowickiej, ciężarówka w rowie ale puszki ładnie mi ustępują. Jedzie się sprawnie. To pewnie dlatego że rano i niedziela. Czas do Wrocka szybko mija. Ktoś pod Grunwaldem mówił, że już jest czynna obwodnica – cieszę się, że ominę miasto. Jadę, jadę coraz bliżej miasto k…Wrocław. Zaraz, zaraz, czy te zaklejone tablice wskazują wjazd na nową obwodnicę? Nie jestem pewien…Nowy asfalt ale zastawiony zasiekami i zakaz wjazdu. Myślę, że pewnie trochę dalej jest wjazd na obwodnicę. No i h… wjeżdżam w miasto, a tu standardowo. Objazdy, brak oznaczeń. Jadę na azymut. O dziwo zajęło mi to ze 20 minut i jestem na A4. Nogi na spacerówki i gaz Nareszcie szybki przelot. Walec sygnalizuje rezerwę. Szybka jazda każe płacić. Pamiętam, że tu nie ma długo stacji, rozglądam się więc na boki. Jest znak stacja 2 km, można płacić kartą. Zjeżdżam i jadę 2 km, 5 km, 9 km. Były PGR, jest stacja ale za zamkniętą bramą. Cieć mówi, że nieczynna. O żeby cię pokręciło…Na szczęście mam 5 l zapasu w kanisterku. Uzupełniam i wracam do głównej. Do Jędrzychowic jedzie się coraz lepiej, ruch coraz mniejszy więc bawię się rolgazem odkręcając trochę. Z przodu widzę 2 na hulajnogach. Zwalniają, żeby mi się przypatrzeć. Czyżbym zbliżał się za szybko? Uważam, żeby nie przekroczyć prędkości ale dozwolone 150 to juz całkiem w porządku Odpuszczam gaz kiedy przejeżdżam obok bo 6 pustych rur dudni tak, że okoliczny inwentarz przestaje dawać mleko. A oni pierwsi mnie pozdrawiaja! Wot kultura.

Willkomen in Bundesrepublik Deutschland! Jak mi sie podoba to Schengen. Swego czasu wystawałem na tej granicy wielokrotnie i życzyłem wszystkiego najgorszego jej pracownikom. Jadąc przez tunel znowu zaczynam myślec o wydechach. Niemcy hamują bo nie wiedzą co jest grane. Rezonans jest taki, że odpada farba Pocieszam się, że sprzęt przeszedł pozytywnie kontrolę techniczną w PL , jakby więc komus było za głośno to mam dokument, że jest cicho. A dokument w Niemczech to rzecz prawie święta.

Czas mija miło, kilometry umykają szybko. Tylko tankować muszę często. Coż, coś za coś. A przy okazji prowadzę rozmowy techniczne. Rastchof, parking, jem kanapkę, podjeżdża autobus. Wychodzi grupa emerytów. Kierowca – lokaj wystawia dywanik, stoliki, szykuje obiad. Emeryci nie do stołów tylko do mnie. Podchodzi najpierw część męska. Przygotowuję w głowie odpowiedzi na standardowe pytania w języku poniemieckim. No i zagajają:

- ładnie utrzymany

- yhy

- dużo pali?

- tyle ile kierowca chce

- szybko jeździ?

- tyle ile limity w Deutschland pozwalają

- ile ma cylindrów?

- 6

- kardan?

- tak

- bokser?

- tak

- bmw?

- nie

Konsternacja,…jeden zakłada okulary i zbliża nos do zbiornika.

- V..A..L..K…Y..R..I…E…..? nie znam takiej marki

- honda

- aha

- ile sztuk wyprodukowano?

- e.. nie jestem pewien, chyba ze 3 tysiące

- ile waży?

- ze 320 kg

- jaki ma stpień sprężania?

Kurdę nie wiem. Dodatkowo podchodzi część żeńska. Czas się zwijać. Żegnam się grzecznie. Odpalam i przy aplauzie grupy odwijam ze stacji.

Ten naród kocha technikę i może o niej rozmawiać bez końca niezaleznie od płci i wieku

Szybka jazda Autobahnem znakomicie relaksuje, gdy wtem widzę 2 moto przy bandzie. Najwyraźniej coś się zepsuło. Zatrzymuję się więc i pytam czy potrzebują pomocy. Okazuje się, że aku w starym kawasaki nie daje już rady ale zamówili transport i czekają. Niemniej dziękują, że się zatrzymałem. Są nieco zdziwieni, gdy mówię, że ja tu tylko przejazdem z Polski do Francji. A co, niech się uczą!

Po 1000 km, 4 litery zaczynają mieć dość. Ale w sumie jedzie się fajnie. Podążając na zachód słońce zachodzi coraz później i o 9 wieczorem jest jeszcze całkiem wysoko. Dojeżdżam do korka. To pierwszy na Autobahnie dzisiaj. Kierowcy wzorowo mi ustępują. Nawet ci, którzy wyszli z aut grzecznie wsiadają i przestawiają abym mógł przejechać. Ordnung muss sein!

Po 20 km korka objazd kieruje na Landstrasse. Jadę przez wsie i nocleg sam się znajduje. W okolicahc Schwabische Hall Gasthof zachęca mnie talicą Biker Willkommen. Generalnie w Niemczech, a szczególnie w tej okolicy jest cała sieć hoteli dla motocyklistów. Jest bezpiecznie, maszynę można postawić pod dachem, odnoszą się bardzo przyjaźnie do 2oo i mają dobre piwo.

25.07.2011

Śniadanie w cenie, a co. Jadę przez zadupia. Muszę kiedyś przyjechać tu na moto nie tranzytowo, tylko na dłużej. Południe Niemiec jest piękne, asfalty stworzone dla motocyklistów, ruch spokojny, tubylcy przyjaźni. Czego chcieć więcej?

Wjeżdżam do Francji. Schengen. Jak mi się to podoba! Znienawidzone budy pograniczników zarastają pajęczyną. Tak panowie, mniej więcej tak jestescie potrzebni. Jeśli ktoś chce coś przemycić i tak go nie złapiecie, a spokojni ludzie nie tracą czasu na wasze fanaberie.

W korku we Francji czynię podobne spostrzeżenia jak w Niemczech. Tworzenie pasa dla motocyklistów mają tu we krwi. Voila!

No ale nie może być cały czas idealnie. Peage – to na tym rozwiązaniu wzorowali się u nas ale jak zwykle nie zrozumieli do końca o co chodzi. We Francji wjeżdżając na Autoroute pobiera się bilecik i można jechać przez cały kraj bez zatrzymania. Płaci się dopiero przy zjeździe. Jakieś 1000 km motocyklem kosztuje 30 EUR. Tylko w okolicach większych miast mogą się pojawić peage na obwodnicach. Gdy myślę o kawałku autostrady A2 ze Strykowa do Nowego Tomyśla, nóż się w kieszeni otwiera…

Na peage nie mogę poradzić sobie z bilecikiem w rękawicach. Stawiam więc moto na nóżce, wstaję, zdejmuję rękawice i upycham bilecik w kieszeni. Moja gimnastyka zwraca uwagę żandarmów, którzy podchodzą do mnie z groźnymi minami. Kiedy pokazuję na maszynę do biletów, kieszeń i rozkładam ręce śmieją się. Czyżby tubylcy mieli jakiś szybki sposób na ten bilecik?

No ale przyjechałem tu aby poruszać się poza autostradami. Zjeżdżam więc przy najbliższej okazji. To we Francji jest najpiekniejsze. Drogi oznaczone N + nr na czerwonym polu (National) i D + nr na żółtym polu (Departamental) są bardzo dobrze oznaczone, choć jeśli ktoś jest pierwszym razem trzeba się przyzwyczaić, jest mały ruch, świetny asfalt, który pozwala jechać w deszczu w pełnych złożeniach i piękne widoki. Pewnym zgrzytem jest wojna, którą wypowiedział ichni rząd motocyklistom. Jest ona prowadzona na wielu polach. Na drogach tych objawia się to taką ilością radarów jak nie przymierzając u nas. Tylko że tam działają wszystkie. Trochę się zdziwiłem, kiedy taki radar zrobił mi pierwszą fotkę na ograniczeniu do 70. Jechałem chyba z 72! Cóż było robić, uśmiechałem się najładniej jak umiałem przy kolejnych

Mimo to przejazd przez większe miasta bywa problematyczny. Gubię się jak na Ukrainie. W Montlucon kiedy stoję przy motocyklu i studiuję mapę, podjeżdża tubylec na CB 500 i pyta jak może pomóc. Mówię o co chodzi, a on, że wyjazd z miasta jest dość skomplikowany i że mnie wyprowadzi.

Po chwili poznaję organoleptycznie o co chodzi w jeździe po mieście! Z trudem nadążam za nim jadąc 100 między samochodami stojącymi na światłach. Zmiana pasa, zakręty z zejsciem na kolano jak Valentino. Kurde, mój moto waży 3 x tyle i jestem obładowany klamotami. Postanawiam trzymać fason i nie daję się. Na czerwonym gawędzimy spokojnie o różnicach w pojemności naszych motocykli. Żółte, zaraz będzie zielone – ruszamy paląc gumy i znów szaleństwo

Dojeżdżamy na wylotówkę. Bardzo miły, młody człowiek zawraca i kieruje się w swoją stronę. Dziękuję prawą noga jak jest tu w zwyczaju. Z przeciwka nadjeżdżają 2 hulajnogi. Chcę być dalej kulturalny i pozdrawiam ich lewą w górze ale w przeciwieństwie do tych w Polsce robią tylko głupie miny. Wot różnica kulturowa!

Aby coś zjeść we Francji, najlepiej znaleźć lokalną Bulangerie. Serwują świetne kanapki na bazie bagietek. W trasie w sam raz.

Kolejną różnicą kulturową jest to, że motocykle są wykastrowane. Maksymalna dozwolona moc to 100 KM (+/- 6%). Podobnie jest z wydechami. Są żenująco ciche. Ludność cywilna jest więc nie przyzwyczajona co objawia się u nich zachowaniami w stylu zatykania uszu, czy chwytania się za serce itp. No cóż, jestem na wakacjach więc edukuję tubylców z przyjemnością i cieszę się efektami.

Przed 11 w nocy docieram do La Rochelle. Jest jeszcze jasno

]Browar w dłoń i spacerujemy z Arnaud brzegiem morza. Nie widzieliśmy się kilka lat więc nocne rozmowy przeciągają się do 3 rano.

26.07.2011

W związku z nocnymi rozmowami polsko-francuskimi oraz mieszaniem piwa z różnymi rodzajami wina wstajemy koło południa. Głowa ciężka, więc dzień bez moto. Krótki spacer po mieście żeby odtajać. Uzgadniamy, że najlepiej będzie jak odpalimy 50 konny silnik yamachy, który jest napędem profesjonalnego pontonu ZODIAK i popływamy po okolicy. ZODIAK należy do teścia Arnaud ale może on nim dowolnie dysponować. Staję więc za kierownicą i po 3 sekundowym kursie gaz do dechy. Trzeba stać i mocno się trzymać bo ten sprzęt właściwie lata i odbija się od fal. Z pozycji siedzącej wyrzuciłby kierowcę do Atlantyku. Fun jak na moto terenowym Merde police, a ja nie mam prawa jazdy na ten sprzęt tylko szkolenie! Szybka zamiana kierowcy podczas jazdy. Po jakimś czasie dochodzimy do wprawy zarówno w wypatrywaniu zagrożenia jak i w zamienianiu się za sterem. Opływamy Chateaux Boyard i płyniemy na widoczną na horyzoncie wyspę. Jest odpływ, więc lądowanie kończy się wpłynięciem na mieliznę. Grzęznąc po pierś w mule daleko od brzegu wypychamy sprzęt na piechotę na głębsza wodę. To taki lokalny sport

Arnaud postanawia kupić 2oo. Na razie ma to być Vespa, a potem się zobaczy. W drodze powrotnej wstępujemy do salonu yamachy. Oglądam V-maxa i gadam ze sprzedawcą. Pytam go jak tym jeździć przy zdławionej mocy? Uśmiecha się znacząco i powiada, ze współczesna technika czyni cuda. Należy tylko uważać gdzie i kiedy jej używać gdyż panowie w niebieskich ubrankach bardzo tego nie lubią. Zdaje się, ze niezależnie od narodowości motocykliści myślą podobnie.

Wieczorem wspaniałe owoce morza, tradycyjne wino i atmosfera starego miasta. Wszystko żyje. Pełno straganów z różnym badziewiem, pokazy cyrkowe na ulicach, na stoisku z książkami gadam z jednym gościem. Jak dowiaduje się, że przyjechałem tu na motocyklu z Polski, daje mi książkę z dedykacją o swojej podróży na dookoła świata. On i żona rzucili pracę, sprzedali dom i wszystko co mieli, kupili stary samochód kampingowy, zapakowali 3 dzieci i psa i pojechali. Zajęło im to 4 lata. Spodobało się i po powrocie znów pojechali ale to już inna książka. Niezły kozak. Okazuje się, że to dobry znajomy Arnaud. Zapraszam do Polski jak będą przejazdem!

I znów rozmowy polsko-francuskie przeciągają się chciałoby się powiedzieć do białego rana ale oni tam nie znają takiego pojęcia bo słońce wstaje później. To taki mały plusik życia na zachodzie.

27.07.2011

Jak już wstaliśmy Arnaud pyta czy znów ponton, czy spróbujemy czegoś dla prawdziwych facetów? Ok., wiesz kolego, że ja wolę sprzęty z silnikiem ale ostatecznie możemy spróbować bo nigdy nie pływałem pod żaglami. Na przystani Arnaud zapoznaje mnie krótko z 15 metrowym pełnomorskim jachtem. Wyprawy pod żaglami to jego świat. Jacht ma wyposażenie pozwalające na pływanie po otwartym oceanie i jest cały sezon gotowy do drogi. Wychodzimy z portu. Tym razem szkolenie trwa 6 sekund. Siadam na rufie przy sterze, mam patrzeć na strzałkę na szczycie masztu, wskaźniki na żaglu, że łapie wiatr, płynąć wyznaczonym kursem i drzeć się głośno kiedy chcę zrobić zwrot. Poszedł do żagli, a ja sam steruję! Fale, nabieramy na pełnym morzu szybkości. Po rozwinięciu tzw. spinakera łódź naprawdę ostro płynie. Fale kilkumetrowe ale nie mam żadnej choroby morskiej. Przeciwnie, coraz bardziej mi się podoba. Arnaud ustawia automatycznego pilota i idziemy pod pokład na kawę. Fajnie to urządzone, jacht płynie to w górę, to gwałtownie spada w dół, czasem fale zalewają pokład, czajnik w przechyle trzyma pion, samo płynie, zamiast silnika słychać świst wiatru w takielunku.

Arnaud opowiada:

- Można pływać bez prawa jazdy?

- Tak, nie ma czegoś takiego na żaglówkę. Wychodzimy z założenia, że jak ktoś nie umie to i tak nie będzie w stanie popłynąć, a jak umie to nie potrzebuje dokumentu.

- Można tym płynąć samotnie?

- Co prawda jacht jest zaprojektowany dla 4 osobowej załogi ale przystosowałem go do obsługi jednoosobowej

- Ostro się przechyla. Co robić jak się wywróci?

- Nie przewiduję takiej sytuacji. Konstrukcja jest tak pomyślana, że może pływać przy każdych warunkach pogodowych po każdym morzu. Ma np. pół tonowy stalowy balast na końcu miecza, który stabilizuje go przy dużych przechyłach i prędkościach. Poza tym nawet po ewentualnej wywrotce jest niezatapialny.

- Czyli spoko

- Nie do końca. Na pełnym morzu istnieje niebezpieczeństwo zderzenia się z przeszkodą.

- Jak to?

- Duże kontenerowce podczas sztormów gubią kontenery. Kontener nie zawsze tonie. Często unosi się blisko pod powierzchnią wody. Idąc pod pełnymi żaglami, przy zderzeniu z taką przeszkodą mielibyśmy małe szanse.

- Jest więc adrenalina

- Takie życie. Na wszelki wypadek jesteśmy wyposażeni w kamizelki, radiostację, race itp. itd.

Nawet nie zauważyłem jak zszedł nam tak cały dzień. Trochę dowiedziałem się o tym jak się włóczyć jachtem po świecie. Arnaud wyjaśnił na co uważać u wybrzeży Afryki, a na co u wybrzeży Ameryki. Temat bardzo ciekawy. Może za parę lat jak dzieci będą starsze i będę mógł na kilka miesięcy zniknąć z domu dam się namówić.

Po powrocie wieczorem, aby tradycji stało się zadość wino, sery, owoce morza i dyskusje o podróżach

28.07.2011

Dziś dla odmiany wstaję rano. Sprawnie pakuję graty i po pożegnaniu z przyjaciółmi startuję z powrotem. Zakładam tym razem szybki przelot siecią autoroutes. Jadę spokojnie do bramki, pobieram bilecik i już jestem w sieci. Ruch w stronę Paryża stopniowo się zwiększa ale po odbiciu na Orlean jest umiarkowany. Jadę tak przez całą Francję. Przy zjeździe płacę 30 EUR. Chyba nie miałem nawet fotki, bo nie widziałem błysków ale pewności nie mam, bo uznałem, że istniejące ograniczenia są jakieś takie niepoważne. Od oceanu do granicy z Bundesrepublik ok. 7 godzin relaksacyjnej jazdy

Będąc już w Niemczech zauważam, że nie świeci mi światło mijania. Wymusza to postój na tankszteli. Gdy zmieniam żarówkę, podchodzi grupa belgów i oczywiście zaczyna komentować mój motocykl. Po wymianie standardowych pytań i odpowiedzi życzymy sobie szerokiej drogi i jazda. Niemcy już kilka razy widziałem, więc bez zaprzątania sobie głowy widokami koncentruję się na szybkiej jeździe.

Z szybkiego przelotu jednak nic nie wyszło. Nie wiem jak to zrobiłem ale zgubiłem się w tym kraju po raz pierwszy w życiu. Autostrada nagle się skończyła i wmanewrowałem się w uliczki Frankfurtu. Próbuję wyjechac na autostradę i nic z tego nie wychodzi. O żesz k…. Po bezowocnym przeglądaniu mapy nie wiem gdzie jestem. Trzeba chyba ruszyć na azymut. Tak też robię. Staram się mieć słońce w lusterkach i to wyprowadza mnie na właściwą drogę. Straciłem jednak dużo czasu i jestem zmęczony. Dojadę tylko w okolice Fuldy. Hotel podły ale pozwalają mi zaparkować moto prawie w recepcji i obok we włoskiej knajpce mają niezłą pizzę i oczywiście niemiecki browar

29.07.2011

Ok. dziś mam w planie dojechanie do Żyrardowa. Nie marudząc więc w drogę. Jest standardowo, leci się przyjemnie. Jednak im dalej na wschód tym zimniej. Kurde, jest koniec lipca i chyba z 10 st. Dodatkowo zaczyna padać. Ubieram się we wszystko co mam, na wierzch kondon, a i tak mi zimno. Muszę robić częste postoje i grzać ręce o silnik. Nie wziąłem zimowych rękawiczek!

Na granicy jakoś się przeciera i dolatując do Wrocka jest mi już gorąco. Chcę jednak przejechać przez miasto i potem się zatrzymać na przebieranie, no ale słoneczko tak przygrzewa, że postanawiam zrobić to szybciej. Widzę BP po prawej za skrzyżowaniem. Omijam zgrabnie korek pasem do skrętu w prawo, na którego końcu stoi star. Chyba kierowca tego sprzętu to motocyklista, bo rusza prawie z piskiem opon prosto! A w krzaczorach za skrzyżowaniem już na to czekali Dobrze, że zagrodził mi drogę tak, że nie mogłem się przecisnąć, bo dzięki temu on wziął na klatę tłumaczenie władzy, że nie zauważył tego nakazu jazdy w prawo.

Po minięciu miasta czuję się już jak na wypadzie wokół komina. Pogoda ładna, jedzie się super. Docieram do domu zgodnie z planem. Kolejna wyprawa zakończona.

Cała trasa ok. 4500 tyś. km

Przeloty dzienne: 1000 – 1200 km

Awarie: tylko żarówka

Jak zwykle za mało czasu na wszystko, co chciałbym zobaczyć. Jednak główne cele, tj. szybki przelot autostradami, spotkanie z przyjaciółmi i ogólny „reset” kiedy to byłem tylko ja, motocykl i droga zostały zrealizowane.

Szczepan